Mamy to!
Berland znów nie zawiódł i po raz trzynasty z rzędu dopisał do swojego dorobku zdobycz punktową. Zwycięstwo nad niżej notowanym Orłem nie przyszło łatwo. Wynik ważył się do ostatnich sekund niedzielnego pojedynku, czego można było uniknąć. Po 37 min rywalizacji podopieczni Dariusza Lubczyńskiego prowadzili bowiem 4:1 stwarzając sobie wiele doskonałych szans na ostateczne odebranie ambitnym gościom ochoty do gry. Dwie stracone bramki w końcówce meczu sprokurowały niemałą nerwówkę, lecz na szczęście, skończyło się tylko na strachu. Fakty są takie, że dzięki kolejnej, trzypunktowej zdobyczy, Berland na trzy kolejki przed zakończeniem sezonu zrównał się dorobkiem z wiceliderem (Wieliczka przełożyła swój mecz), a do prowadzącego w stawce Heiro traci niespełna jedno oczko. "Twierdza Komprachcice" pozostała niezdobyta, co rzęsistymi brawami nagrodzili kibice, którzy szczelnie wypełnili trybuny hali przy Szkolnej. Po przerwie świątecznej wkroczymy w decydującą fazę, a spotkania z Nowinami (wyjazd), Polkowicami (dom) i Chorzowem (wyjazd) dadzą odpowiedź na pytanie, czy ten i tak kapitalny sezon Berlandu zwieńczy niesamowity sukces, jakim byłoby uzyskanie prawa gry lub prawa walki o udział w rozgrywkach Ekstraklasy w sezonie 2016/2017.
Lepszego otwarcia nie mogliśmy sobie wymarzyć. Popełniony głęboko na połowie gości faul na Andrzeju Sapie dał miejscowym rzut wolny, który na gola zamienił Mateusz Mika. Broniący dostępu do bramki Orła Franck Fernandez winien w tej sytuacji zachować się lepiej, jednak w dalszej części meczu Francuz, swoją postawą, w pełni zrehabilitował się za m.in. złe ustawienie muru przy pierwszym golu. Gdy wydawało się, że oszołomieni goście nie będą w stanie odpowiedzieć na bramkę Miki, już po niespełna minucie, zbyt lekkie podanie Adriana Zyli do Markusa Przywary przeciął Kamil Mańkowski, podciągnął z piłką kilka metrów i silnym uderzeniem "z czuba" doprowadził do wyrównania. Gospodarze nie zrazili się takim obrotem spraw stale nękając Fernandeza bądź to próbami z dalszej odległości, bądź to próbując przedrzeć się w okolice jego "świątyni". Między słupkami bramki Berlandu śmiało i skutecznie poczynał sobie zastępujący Arkadiusza Lecha, Tomasz Staroń, lecz to jego vis-a-vis miał znacznie więcej pracy. Zespół z Komprachcic dopiął swego w 11 min. Wybitą piłkę sprytnie przepuścił Sapa, dopadł do niej Zyla i po krótkim rajdzie dograł idealnie do nabiegającego Miki, któremu pozostało trafić z ostrego kąta do siatki. Jeszcze przed przerwą prowadzenie Opolan uległo podwyższeniu. Któż by inny, jak nie Andrzej Sapa wykorzystał lata gry na pozycji pivota, uporał się z pilnującym go Mańkowskim i chytrym "dziubnięciem między parkanami" wybiegającego Fernandeza zaliczył 21 trafienie w bieżącym sezonie.
Choć sam mecz nie był porywającym widowiskiem, szczególnie jeżeli chodzi o ilość futsalu w... futsalu, to poziom sportowych emocji był bardziej niż zadowalający. W postawie zawodników Berlandu dało się zauważyć okoliczność startu rozgrywek trawiastych i co za tym idzie, trudów weekendowych spotkań na grząskich murawach opolskich boisk. Zarówno jednej, jak i drugiej dwunastce nie można jednak odmówić ogromnej ochoty do walki. Mecz był szybki, dosyć twardy, nikt nie zamierzał odstawiać nogi. Do poziomu piłkarzy nie dostosowali się arbitrzy i choć w roli głównego rozjemcy rozstrzygał arbiter międzynarodowy to nie miał wyraźnie swojego dnia. Walczący o utrzymanie Orzeł starał się utrudnić rozgrywanie akcji, czego nieustannie domagał się od swoich podopiecznych żywiołowo reagujący ex-szkoleniowiec reprezentacji Polski - Włoch Andrea Bucciol. Berland z kolei dążył do zdobycia czwartego gola zabezpieczając przy tym dostęp do własnej bramki. Gospodarze dopięli swego w 29 min. Akcję ofensywną kapitalnym wprowadzeniem piłki do drugiej strefy zainicjował Michał Zboch przytomnym podaniem otwierając korytarz Patrykowi Kilianowi. Młody gracz GKSu przebiegł z piłką kilkanaście metrów i niczym doświadczony kelner wyłożył, jak na tacy, futbolówkę Łukaszowi Małkowi. Gol na 4:1 powinien ostatecznie załatwić sprawę zwycięstwa miejscowych, tym bardziej, że grali oni u siebie. Wówczas, chcących dobić "rannego" zatrzymał Fernandez. Francuz w przynajmniej kilku sytuacjach (jak nie kilkunastu) popisał się kapitalnymi interwencjami utrzymując swój zespół "w grze". Swoje szanse mieli Sapa, Zboch i Mika, jednak goalkeeper rodem znad Sekwany "koncertował" w najlepsze. Gdy na 180 sekund przed końcem, w zamieszaniu podbramkowym na 4:2 trafił Przemysław Stasiak, w obozie miejscowych zapaliła się czerwona lampka. - Ten mecz się jeszcze nie skończył! - grzmiał w kierunku swoich zawodników trener Lubczyński. Grający w przewadze jelczanie ukąsili raz jeszcze. Zasłoniętego Staronia do kapitulacji zmusił Kamil Dziubczyński i zamiast spokojnego zwycięstwa byliśmy świadkami horroru. Kto wie, jak potoczyłyby się losy tego pojedynku, gdyby popularny "Bolo" wyjściem poza pole bramkowe nie uprzedził pivota przyjezdnych. Odsłoniętych jelczan mógł w samej końcówce skarcić Zboch, lecz Fernandez wygrał pojedynek "oko w oko" z Michałem, udaremniając także próbę dobitki nabiegającego Sapy.
Abstrahując od wydarzeń futsalowych, przed rozpoczęciem niedzielnego meczu byliśmy świadkami przykrej uroczystości. Przeszło 300 osób zgromadzonych w hali komprachcickiego OSiRu, poprzez minutę ciszy oddało hołd zmarłym "Ludziom Sportu", którzy przedwcześnie opuścili nasze grono. Jacku, Tomku - cześć Waszej pamięci!
niedziela 20.03.2016 r., godz. 18.00
hala Ośrodka Sportu i Rekreacji w Komprachcicach
bramki:
1:0 Mika '1, 1:1 Mańkowski '2, 2-1 Mika '11, 3:1 Sapa '17, 4:1 Małek '29, 4-2 Stasiak '37, 4:3 Dziubczyński '38
Berland:Staroń, Skowronek – Mika (ż.k), Sapa (ż.k), Przywara, Zyla, Gawin, Kilian (ż.k), Małek, Nesterów, Wochna (ż.k), Zboch, Adamowski - trener: Dariusz Lubczyński
Orzeł: Fernandez (ż.k), Konieczny – Todic, Dziubczyński, Mańkowski, Krajewski, Turzański, Stasiak, Suchecki, Korgul (ż.k), Majerz, Pączek, Witek - trener: Andrea Bucciol
Sławomir Steczko, Janusz Krupnik (Kraków) oraz Marcin Filarski (Kluczbork)
--
Karol Jurkiewicz